niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 4


Albus usiadł przy stole Slytherinu, obok Scorpiusa, który był niezmiernie zadowolony z wyboru Tiary. Nad głowami chłopców rozciągał się nocne, rozgwieżdżone niebo, które przykuło uwagę chłopca. Dopiero teraz dotarło do niego, że jego najgorszy koszmar właśnie się ziścił, czuł na sobie zdziwione spojrzenia rodziny, i całkiem mu obcych ludzi. Czuł, że kogoś zawiódł, ale nie wiedział kogo, czy owymi zawiedzionym ludźmi byli Gryfoni, którzy być może nastawieni byli na przyjęcie do swojego grona kolejnego potomka wielkiego, legendarnego Harry'ego Pottera, bohatera wszystkich czarodziejów i czarownic. Nasuwała się mu też inna myśl coraz to bardziej realna , że zawiódł swoją matkę, ojca i całą rodzinę, która nieodłącznie utożsamiała się przecierze z Gryfindorem. I teraz, kiedy jedne obawy dotyczące możliwości dostania się do Slyherinu zostały rozwiane przez Tiarę przydziału, zaczęły pojawiać się następne, tym razem dotyczące reakcji rodziców na wiadomość o już dokonanym wyborze starego kapelusza.
Głód jednak zwyciężył z poprzednim problemem i Albus zdecydował się na wybranie wspaniale złocistego udka z kurczaka i paru ziemniaków.
W wielkiej sali Hogwartu unosiły się najróżniejsze zapachy, pochodzące głównie od świetnie wypieczonych mięs, ale także od ziemniaków, które prezentowały się pod najróżniejszymi postaciami.
Stół Ślizgonów huczał od rozmów i śmiechów, a w tym wszystkim młody Potter. Chłopak najadł się już do syta i właśnie miał znowu powrócić do świata swoich wielkich problemów, ale na szczęście...
- Wstawajcie, i proszę za mną! Zaprowadzę was do dormitorium Slytherinu. - powiedział wysoki, ciemnooki brunet, prefekt naczelny Slytherinu Aleksus de Fraunst. Wszyscy wstali, i wedle polecenia chłopaka ruszyli w ślad za nim. Wyszli z Wielkiej Sali, zeszli ruchomymi schodami na sam dół, i skierowali się do lochów. Prefekt zatrzymał się przed Kamienną Ścianą i przemówił do nich męskim i spokojnym głosem:
- Hasło brzmi... - urwał na chwilę, jakby sam nie pamiętał formuły otwierającej przejście do dormitorium. I po chwili namysłu skończył - wężowa łuska. - gdy tylko wypowiedział te słowa Kamienna Ściana rozsunęła się, ukazując i wnętrze dormitorium Slytherinu. Siedziba Ślizgonów znajdowała się pod jeziorem, także w oknach było widać wodę, glony i inne rzeczy, które zwykły zamieszkiwać podwodny świat. Weszli głębiej i ich oczom ukazał się pokój wspólny, owalne i niskie pomieszczenie, po którego ścianach pomykały coraz to nowe kropelki wody, wydając przy tym przyjemnie relaksujący dźwięk. Wewnątrz znajdował się szmaragdowy, pięknie rzeźbiony kominek w którym wesoło tańczył ogień, muskając przy tym swoimi płomykami klocki drewna. Na środku stały wygodne fotele, krzesła i kilka grafitowych stołów. Całe pomieszczenie, zresztą jak też całe dormitorium było skąpane w zielonkawym, przytłumionym świetle, płynącym ze zwisających z sufitu lamp.
Albus i cała reszta młodych pierwszaków wręcz oniemiałą z zachwytu na widok swojej nowej siedziby, a można powiedzieć, że nawet swojego nowego domu.


###
Ten dzień przyniósł Albusowi wiele wrażeń. Zmęczony nadmiarem nowości i niespodzianek młody Ślizgon postanowił, że czas już spać. Oderwał wzrok od kominka i skierował go w stronę najlepszego, i zarazem jedynego przyjaciela. Chłopiec automatycznie wyczuł jego spojrzenie i natychmiast je odwzajemnił.
- Nie sądzisz, że pora już iść spać? - zapytał niepewnie Al, z obawą ,ze kolega go wyśmieje.
- No, rzeczywiście. - powiedział markotnie Scorpius, spoglądając na zegarek na nadgarstku prawej ręki.
Wyszli z pokoju wspólnego, i skierowali się w stronę Kamiennej Ściany. Gdy już tak doszli skręcili w lewo i weszli hebanowymi drzwiami do sypialni chłopców, tam czekały na nich ich wielkie kufry, które ostatni raz widzieli, gdy jechali pociągiem, sowy zaś odnalazły swoje miejsce w sowiarni. Przebrali się w piżamy i położyli spać.


###



Tej nocy Albus śnił o pięknej syrenie, którą zobaczył podczas przeprawy przez jezioro. Śniło my się, że ona chce mu coś powiedzieć, ale niestety nie pamiętał co. Śnił jak małe dziecko, i uśmiechał się delikatnie przez sen. Łóżko było prawie tak wygodne, jak jego własne, a pościel pachniała lawendą. Gdyby nie wiatr, który raz go obudził, chłopak śniłby niczym niezakłóconym snem, ale wszystko co dobre szybko się kończy.



###



- Albus, wstawaj!!! - chłopak lekko otworzył oczy, i ujrzał Scorpiusa, który potrząsał jego ręką. Była godzina 8;00, a lekcje zaczynali o 9;00. Mieli godzinę, aby zjeść śniadanie i się ubrać, Al podniósł się z łóżka   
i skierował wzrok na plan lekcji.
- To zaczynamy od transmutacji. - powiedział uśmiechając się.
- Z czego się cieszysz, szkoła to szkoła! - oburzył się Scorpius.
- No przestań, jestem ciekawy jak będzie potem pewnie podzielę twój top myślenia. - zaśmiał się Albus, kolega na szczęście też to zrobił, bo przez głowę Ala przebiegła myśl, że mógł go tym urazić.



###



- Idziemy na śniadanie. - ucieszył się Albus, któremu już kiszki "marsza grały". Wyszli z dormitorium i skierowali się do Wielkiej Sali. Gdy już tam doszli i usiedli przy sole Slytherinu, i zaczęli jeść. Stół zapełniały miski parówek, tosty i inne artykuły spożywcze, które zwykło się zjadać na śniadanie. Albus podjął trudną decyzję, czy parówka, czy tost i poszedł na kompromis, stwierdził, że jest bardzo głodny, i dla obu dań znajdzie się miejsce w jego żołądku. Scorpius najwyraźniej nie miał takich dylematów i od razu bez przeciągania wybrał dwa tosty. Oboje popili posiłek sokiem pomarańczowy. Kiedy już skończyli passę obżarstwa wytarli buzię papierowymi serwetkami i szybkim tempem ruszyli na transmutację.

niedziela, 3 lutego 2013

Rozdział 3



Londyn dworzec kolejowy. Właśnie tam pięć minut temu za pomocą proszku Fiu wylądowała jakże znana w świecie czarodziejów rodzina. Pierwszy września to dzień, który nieuniknienie wyśle Albusa Severusa Pottera w drogę do wymarzonej szkoły wielu chłopców, jak i też dziewczynek w jego wieku. Chłopiec jest jednak pełen obaw, a jego trema jest tak duża jakby miał zaraz stanąć na scenie przed milionami osób. Szczęśliwa rodzina przeszła już na peron 9 i 3/4, i w tej chwili oczekiwali właśnie na pociąg do Hogwartu.




*** 
Albus odczuwał wrażenie jakby stado motyli właśnie wierciło mu dziurę w brzuchu. Teraz jeszcze bardziej nasilały się obawy czy trafi do swojego wymarzonego domu, ponieważ jego ojciec razem z wujkiem chłopca Ronaldem Weasley rozmawiali o tym jak to niegdyś, za starych czasów Tiara Przydziału uznała, że Gryffindor to właściwe miejsce dla nich.
Nagle dwaj mężczyźni, którzy jeszcze przed chwilą śmiali się ze swych wspomnień stanęli jak wryci…, aby po chwili wybuchnąć jeszcze większym śmiechem. Ich jakże nieprzeciętnie wielką radość wywołał widok starego „kolegi” ze szkoły Draco Malfoy'a, jego jakże ówcześnie bujna blond czupryna „trochę” zmniejszyła swoją dawną objętość. Dwa wesołka postanowiły podejść do znajomego.
- Witaj Draco kopę lat! – Przywiali go jedno głośnie, z każdą chwilą w której bardziej przyglądali się mężczyźnie radość malała, aż w końcu przybrała postać sztucznego uśmiechu, przypominającego przyklejoną maskę. Myśleli, aby się wycofać, ale skoro to oni pierwsi podeszli trochę głupio by to wyglądało. Postanowili grać dalej tą komedie, a może nawet w pewnym sensie dramat, bo z każdą sekundą napływały no we wspomnienia, które jeszcze bardziej niż znacząca łysina obrzydzały im postać Draco Malfoy'a.
- Witajcie, kiedy my się ostatnio widzieliśmy?! - ucieszył się jegomość, który w porównaniu z dwójką mężczyzn nie mógł ich źle wspominać.
- Nie wiem, z pewnością ponad 10 lat temu. – domniemywał Harry.
- Chyba z tyle będzie, a co tu robicie? - spytał wścibski i ciekawski jak paparazzi Malfoy.
- Ja przyprowadziłem córkę na pierwszy rok, a Harry synów jednego na drugi, a drugiego na pierwszy rok. – wyprzedził Harry'ego Ron. Przyjaciel przyjął to z grymasem, ale w końcu stwierdził, że Ron też musi się czasem wykazać, zastanawiał się, czy ma się cieszyć z tego, że jego syn podobnie jak on musi dzielić rok narodzin z kolejnym przedstawicielem rodziny Malfoy.
- Harry naprawdę? Ja też przyprowadziłem syna na pierwszy rok zawołam go. – Zaproponował Malfoy. Harry pod presją spojrzenia jakim wpatrywał się w niego rywal z młodości, skapitulował.
- Dobrze ja też zawołam Ala. Al!!!- Harry nie musiał długo czekana przyjście syna, bo ten miał już dość słuchania rozmowy Ginny i Hermiony o cieście truskawkowym, które podobno jeszcze nikomu nie wyszło z zakalcem.
- To jest mój syn, Scorpius. – uśmiechnął się Draco dumnie wypinając pierś i popychając chłopca do przodu. chłopak niewiele różnił się od młodego ojca, także miał jasne blond włosy i smukłą powściągliwą twarz, Lecz to nie wygląd młodego Malfoy'a wywołał zdziwienie dwójki przyjaciół, ale jego imię. Oboje dyskretnie uśmiechnęli się do siebie, aby trochę rozładować napięte usta, które bezwiednie układały się w uśmiech.
-Oby nie wdał się w tatusia. - powiedział Ron, którego Harry automatycznie dźgnął łokciem. Zauważył to to jednak Draco i Ron natychmiast się zaczerwienił. 
- Spokojnie, też mam taką nadzieję!!! - powiedział, ku zdziwieniu wszystkich Malfoy i wszyscy zaczęli się śmiać, co nie da się ukryć bardzo rozluźniło panującą tam atmosferę i wszyscy lepiej się poczuli.
- A to mój syn, Albus. – Harry przedstawił syna w taki sam sposób jak swój przedmówca, także pokazał, że jest dumny ze swojego dziecka. Za to chłopcy uśmiechnęli się do siebie promiennie.
- Chłopcy idźcie sobie porozmawiać, chcemy sobie powspominać dobre czasy. – nakazał In jednogłośnie Harry i Draco. Chłopcy tylko na to czekali, gwałtownie odeszli od mężczyzn i zaczęli własną rozmowę. Nie przeszkadzało im to, że praktycznie w ogóle się nie znają, wystarczyła nadzieja każdego z nich na to, że siądą razem w przedziale. To było teraz najważniejsze.
- Z kim siedzisz w pociągu? – pierwszy zdecydował się spytać Scorpius.
- Nie wiem może koło kuzynki, a ty masz z kim siedzieć?
- Nie, a mogę siedzieć z tobą?- Tak pewnie, że tak.
– Ucieszył się Al, który już całkiem zapomniał o swoich obawach.
- Świe………….tnie! – wypowiedź chłopca przerwał gwizdek pociągu, który sygnalizował, że za 10 minut odjeżdża ze stacji. Chłopcy spojrzeli na siebie wymownie i jednoczenie ruszyli w stronę swoich wózków. Pożegnali się z rodziną i ponownie spotkali się przy wejściu do wagonu. Oboje obładowani byli różnymi rzeczami, i oboje trzymali w dłoniach swoje klatki z sowami. Al nadał swojej sowie imię Herliga, sowa Scorpiusa miała czarne upierzenie i piwne oczy. Szli ciasnym korytarzem, aż to chwili w której ujrzeli prawie pusty przedział. Otworzyli drzwi i zajęli miejsca obok siebie. Po kilku minutach pociąg ruszył, tak samo jak rozmowa chłopców. Rozmawiali o miotłach do quidditcha i trochę o swoich sowach, Al. dowiedział się, że puchacz kolegi nazywa się Blacks. Rozmowa toczyła się tak dobrze, że młodzi czarodzieje nawet nie zauważyli, że wszyscy już ubierają szaty. Gdy się zorientowali szybko wskoczyli w czarne togi. Po 10 minutach pociąg zagwizdał i stanął. Wszyscy pośpiesznie ruszyli do wyjścia, gdy już wydostali się z wagonu ustawili się razem z wszystkimi innymi pierwszakami w kolejce do łodzi, jak nakazywała tradycja pierwszacy nie jechali dorożkami do szkoły, ale musieli przebyć podróż łodzią po jeziorze.
***
Albus siedział w łodzi i wpatrywał się w taflę jeziora. Początkowo widział w niej tylko czarną nicość, ale w pewnym momencie zaczął odnajdywać w ówczesnej pustce zarys ludzkiej twarzy… Chłopak widział tam bladą kobiecą twarz o czarnych oczach i kruczych włosach. Postać płynęła przy łódce i wpatrywała się w chłopca, lecz gdy Scorpius siedzący koło niego odwrócił się, aby spojrzeć na spokojną wodę postać zginęła w ciemnej otchłani nieposkromionego żywiołu wody. AL zobaczył tyko znikający srebrny ogon, który błysnął mu łuską na pożegnanie. Łudź wsunęła się na brzeg i wszyscy wyszli, ale chłopak wciąż miał przed oczami bladą twarz kobiety i jej srebrny ogon. Przyszedł czas w którym rozstrzygnie się problem Albusa, jego przyjaciel szedł przed nim… Teraz kolej Scorpiusa. Chłopak delikatnie opadł na krzesło, a Tiara przydziału na jego głowę. Chwila napięcia i werdykt mówiącego nakrycia głowy brzmiał:
- Slytherin!!! – nagłe uderzenie serca Albusa powrotem wzbudziło jego niepokój. Usiadł na krześle, profesor McGonagall posadziła Tiarę na jego głowie, w tej chwili chłopak z niewiadomych przyczyn bardzo się uspokoił, było mu już wszystko jedno, bo wiedział, że jak trafi nawet do tego jego zdaniem najgorszego domu będzie miał tam przyjaciela.Tiara już zdecydowała:
- Slytherin!!! – na Sali zapanowało nagłe zdziwienie, jak syn legendarnego Harrego Pottera mógł trafić do tego domu. Chłopak jednak się nie martwił najważniejsze, że będzie miał u boku Scorpiusa Malfoy'a jego przyjaciela.
  



wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział 2



- No to wszyscy gotowi? – spytał Harry, który już od pół godziny czekał aż wszyscy będą przygotowani do wyjścia. Jak można się domyślić nie był z tego powodu ucieszony.
- Jeszcze 5 minut. – Ginny za każdym razem odpowiadała w ten sam sposób, gdy mąż ją o to spytał.
- Z tych twoich 5 minut uzbierało się już lekko 60 minut. – złośliwie odpowiedział jej Harry, który miał już dość ciągłego przeciągania małżonki. Jego twarz zaczęła upodabniać się do czerwonej koszuli Harry'ego. 
- Nie denerwuj się tak, gdybyś ty miał na głowie jeszcze dzieci oprócz własnego nosa też byś nie mógł wyszykować ich i jeszcze do tego siebie na czas!!! – zdenerwowała się kobieta i z resztą trudno jest się jej dziwić, w końcu prawda stała po jej stronie. 
- No już, spokojnie. Co mam zrobić? – Harry w głębi duszy wiedział, że Ginny ma rację, ale nie powiedział jej tego prosto w oczy. Posiadał w końcu z resztą jak większość mężczyzny swoją nieposkromioną dumę, która w ciąż wdawała się w dyskusję ze zdrowym rozsądkiem. 
- Zabierz Lili i Jamesa do auta, ja z Alem zaraz do was przyjdziemy, muszę coś mu powiedzieć. - powiedziała kobieta szybko wymyślając jakąś wymówkę, aby jeszcze bardziej przeciągnąć czas na swoją korzyść, gdy to powiedziała szybkim krokiem skierowała się do kuchni, aby zabrać jeszcze kilka rzeczy, i jak to typowa przedstawicielka płci żeńskiej do łazienki, aby te ostatnie sekundy wykorzystać do "przypudrowania noska".
- Dobrze, ale śpieszcie się. – Harry otworzył frontowe drzwi od domu i poszedł razem z dziećmi do samochodu.  Ginny rzeczywiście już po chwili też siedziała razem z Alem w mugolskim  środku transportu.
***
Po godzinie drogi, znaleźli się pod Dziurawym Kotłem. Cała piątka wysiadła z auta i ruszyła w stronę drzwi do Londyńskiego pubu. Przeszli przez niego szybkim krokiem i znaleźli się na podwórku pełnym koszy na śmieci. Podeszli do muru Harry wyciągnął różdżkę i stuknął nią pięć razy w odpowiednią cegłę, ściana niemal natychmiast rozsunę się ukazując długą ulicę pełną sklepów dla czarodziei.
- Możemy najpierw kupić mi różdżkę? – zapytał Albus uśmiechając się błagalnie do matki.
- Tak, sklep Ollivandera jest właściwie po drodze.
***
Tłum był tak wielki,  że czekali mniej, jak nie więcej niż 25 minut w kolejce do mistrza wandmarkeru. Kiedy w końcu nadeszła ich kolej Ollivander przyjrzał się chłopcu i poszedł na zaplecze.
- Tato gdzie on poszedł. – spytaj zaniepokojony Al, który zaczął obawiać się, że mężczyzna nie chce go obsłużyć.
- Po różdżkę dla ciebie. - uspokoił go Harry.
- Przecież tutaj jest ich bardzo dużo po co mu więcej?
- Może stwierdził, że jesteś wyjątkowy i potrzebujesz tak samo wyjątkowej różdżki. – ojciec uśmiechnął się do syna. W ty momencie  nadszedł starzec niosąc stos opakowań. Wyciągnął jedną różdżkę i podał chłopcu.
- Może ta… No machnij !!! – Al machnął ale nic się nie stało, starzec wyciągnął kolejną, ale ta też nie zareagowała na dłoń  chłopaka.
- Jak nie ta to już naprawdę nie wiem która!!!- powiedział już prawie zrezygnowany mężczyzna. 
- A jaka to? – spytał ciekawy Harry.
- Mahoń, a rdzeń włókno smoczego serca. – Garrick spojrzał znacząco na chłopca, ten wyczuł jego wzrok i automatycznie machnął różdżką… Ku zdziwieniu wszystkich z różdżki poszedł strumień iskier, uprzedni strach Albusa ustąpił miejsca nieposkromionej radości, która do reszty nim zawładnęła i jako trofeum wybrała sobie jego usta przekrzywiając smutną i pełną obaw podkówkę w szczery i promieniejący radością uśmiech.
- To różdżka dla ciebie. – powiedział Ollivander, zapakował ją i wręczył jak zasłużoną,oraz ciężkim wysiłkiem zdobytą nagrodę chłopcu. Gdy Albus z przejęciem oglądał różdżkę, Harry zapłacił za nią. Podziękował mężczyźnie i wyszedł, a cała rodzina za nim.
- No dobra, to teraz idziemy do Esów- Floresów, potem kupimy ci kociołek i składniki na eliksiry. – powiedziała Ginny, tonem jakby czytała listę wcześniej napisaną myślami w swojej głowie.
***
Gdy załatwili już przedtem wymienione sprawy, ruszyli w dalszą drogę, tym razem ich celem było zakupienie młodemu czarodziejowi godnej ucznia Hogwartu szaty. Kiedy Albus wszedł już w posiadanie swego jakże ważnego w życiu czarodzieja stroju, cała piątka ruszyła dalej, tylko Albus nie wiedział dokąd podążali tym razem, ale wiedział, że po drodze na pewno zahaczą o sklep ich wujka, brata Ginny, a mianowicie Georga. Brat matki chłopców prowadził razem z jej drugim bratem Ronem sklep o nazwie "Magiczne Dowcipy Weasley'ów". Gdy dotarli wreszcie na miejsce do którego zmierzali, Albus ujrzał gablotę która mieściła chyba wszystkie gatunki  i rodzaje sów, ale także i inne zwierzęta, które szczególnie upodobali sobie czarodzieje. Wzrok chłopca od razu przyciągnęła piękna nieskazitelnie biała sowa śnieżna, która wlepiała w jedenastolatka swoje ogromne, modre ślepia , chłopak tak zapatrzył się w głębie jej oczu, że nie zauważył kiedy reszta jego rodziny weszła do sklepu. Gdy chłopak zorientował się, że brak przy nim rodziców i rodzeństwa odruchowo wszedł do sklepu ze zwierzętami, jego odruch okazał się słuszny, cała jego rodzina przyglądała się różnego rodzaju stworzeniom. Gdy Harry zauważył stojącego przy drzwiach Albusa zawołał go do siebie:
- Al choć mam do ciebie sprawę!!! – posłuszny chłopak podszedł do ojca, niepewnym krokiem, gdyż nie wiedział czego się ma spodziewać.